nie chciałem nic już wiedzieć
zostawiłem czystą błękitną krew
czasem ją sobie puszczałem
i wypijałem ją wraz z potłuczonym szkłem
teraz rzadziej odtwarza się
ale ciągle jest przynosząc dziwne objawy
oczy bolą chociaż chcą patrzeć
nie mogą zrozumieć więc obumierają
i spadają w cztery ściany
blokuje je szyszynka
i poligamiczny sex
to ty mnie wciągnęłaś w ten nałóg
który przyjmuje tak biernie
zostawiłaś mnie między tymi
którzy cały czas po trupach dąrzą
do tego by być nikim
mieszają z błotem moją błękitną krew
której krople wciąż zmywam rękoma
nie nie zmywam
wcieram w skórę
mając za złe że jestem
często dla niej obojętny
szukając jej w terrorze świeżych świateł
każda kuracja jest tylko chwilowa
pobudzony sennością nie czekam na nic
konwulsje mi przypominają
o zanikaniu wrażenia
tamte chwile były nieproporcjonalne
(ale to nie ma związku z żadną matematyką
która jest królową schorzeń utrzymujących równowagę
wybiera tych którzy nadążają
ja byłem nielogiczny)
teraz chcą sobie coś połamać
i skończyć
nic się nie zmieniłaś
przynajmniej te same niejasności
się do nas uśmiechają
ty wciąż jesteś dzieckiem
dlatego się boje o ciebie
ja jeszcze mniejszy
i bardziej przestraszony
przeciągasz paznokcie przez moje czoło
tak delikatnie że czuje tylko puch
nie zdając sobie sprawy jak głęboko je wbijasz
powoli przestaje mi wystarczyć
że tylko ja na nie patrzę
nie gonię
chcę jak najlepiej dla ciebie
za mało cię widzę
niedosypiam
a sen jak już to pusty
nie bierze nieba pod uwagę
ok.11-22.01.2012 z poprawkami dziś